niedziela, 28 sierpnia 2016

Rozdział I

Tego dnia byłam wyjątkowo zmęczona.
Nieprzespana noc odbiła się na mnie w postaci sińców pod oczami i wyjątkowo parszywego humoru, który z kolei miał wpływ na nastrój mojego współlokatora, Michaela. Od samego ranka rzucałam w jego stronę niezbyt przyjemne komentarze, lecz także nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Dlaczego? Cóż, zaserwował mi niezbyt przyjemny poranek. Kiedy w końcu miałam ochotę na drzemkę, ten przyprowadził do mieszkania jakąś pannę z imprezy. Zachowywali się w sypialni na tyle głośno, że nie dało rady ani na moment zmrużyć oka. Moje kąśliwe uwagi nie robiły na nim żadnego wrażenia; wiedział, że zasłużył. Szczerzył tylko zęby w uśmiechu, przytakując głową. A to z kolei niezmiernie mnie nakręcało. Nie mogłam mu tego przepuścić.
Trochę po południu Michael przygotował obiad - chyba w formie przeprosin. Podczas jedzenia nie odezwałam się do niego jednak ani słowem. Spoglądałam jedynie ukradkiem na jego wiecznie wesołą minę, prychając co i rusz pod nosem.
- No co? - odezwał się w końcu.
- Nic.
Jadłam dalej, nie przejmując się zupełnie jego natarczywym wzrokiem. Po posiłku pozmywałam naczynia, a potem zaszyłam się w swojej sypialni, chcąc się w końcu zdrzemnąć. Tak bardzo tego potrzebowałam, że aż nie dawałam sobie rady. Niemal na każdym kroku ziewałam, otwierając buzię tak szeroko, jak chyba jeszcze nigdy. Niestety i tym razem Michael mi przeszkodził. Wszedł do pokoju bez pukania, rzucając w moim kierunku jakąś sukienkę. A raczej skrawek materiału, bo była zbyt skąpa, aby nazwać ją w jakiś inny sposób.
- Czego ty chcesz? - rzuciłam, przykrywając głowę poduszką.
W głębi duszy modliłam się, żeby już sobie poszedł.
- Idziemy dzisiaj na imprezę. Musisz wyrwać w końcu jakiegoś ogiera, wiesz? Może jak go porządnie ujeździsz, to dasz mi w końcu spokój.
Prychnęłam głośno, wynurzając się na moment spod pierzy. On żartował, prawda? Nie mogłam uwierzyć, że mógłby mieć taki tupet.
- Dupek - zmrużyłam groźnie oczy. - Nie dajesz mi spać, a teraz myślisz, że pozwolę ci na to, abyś wyrwał mnie z łóżka po raz kolejny? Chyba śnisz.

To jednak ja się myliłam. Nie wiedziałam jakim cudem mnie namówił, ale w końcu zgodziłam się. Założyłam sukienkę, którą, jak powiedział, kupił mi na ową szczególną okazję poskromienia bestii. Tak, tak właśnie mnie nazwał. Dupek. Materiał opinał moje ciało tak, że ledwo w tym czymś oddychałam. Nie mówiąc już o stawianiu kroków. Bo to szło mi wyjątkowo marnie. Jeśli chciałam się gdzieś przemieścić, po prostu musiałam się liczyć z tym, że mój tyłek ujrzy ponad tuzin obcych mi ludzi. Świetnie.
Atmosfera w klubie nie należała do najgorszych. Każdy tańczył, śpiewał, pił i śmiał się. Byłam jednak zbyt zmęczona, aby dać się w to wciągnąć. Usiadłam więc przy barze, tam zamawiając tylko kawę. Najmocniejszą, jaką mieli. Barman spojrzał na mnie dość dziwnie, ale spełnił moją prośbę. Widocznie rzadko który z ich klientów miewa podobne zachcianki. Westchnęłam ciężko, opróżniając szybko filiżankę.
Potem w sumie było już z górki. Zapoznałam się z kilkoma interesującymi osobami, nierzadko z nimi żartując na różne tematy. Najczęściej zakrawające o współlokatorów, bo na mojego byłam wystarczająco wkurzona. Alkoholu tego wieczora nie tknęłam. Przez zmęczenie bardzo szybko szłoby innym upicie mnie, a tego nie chciałam. Wystarczał mi już durny Mike, za jutrzejszego kaca mogłam więc podziękować. Na parkiecie też nie zaszalałam, bo groził mi napad nerwicy z tą sukienką. Ledwo w niej chodziłam, a co dopiero miałabym się wyginać na wszystkie strony w rytm muzyki. Jednak nie narzekałam; nawet mi się tutaj podobało. A przede wszystkim ludzie byli dość normalni.
Lecz w końcu zapragnęłam chwili samotności. Usiadłam więc na skórzanej kanapie, ciesząc się z tego cudownego momentu, kiedy materiał mojego ubrania spoczywał grzecznie tam, gdzie powinien. W końcu jednak ktoś naruszył moją prywatność. Spojrzeniem. Brunet patrzył na mnie tak, jak jeszcze nikt nigdy tego nie robił. Bo nie obserwował tylko moich zachowań, gestów, mimiki, czy sylwetki, ale zerkał wgłąb mojej duszy. Po prostu to czułam. Jego wzrok wywoływał u mnie gęsią skórkę i dziwny protest. Nie!, krzyczał umysł, lecz wbrew temu podobało mi się to. Nawet bardzo. Widziałam bowiem, że mężczyzna był mną zainteresowany. Nie wiedziałam, czym konkretnie, ale tego faktu nie dało się podważyć. Nie rzucał ukradkowych spojrzeń. Po prostu się gapił. Nie mogłam tego inaczej nazwać. Po niezliczonej ilości sekund uniósł kącik ust w krzywym uśmiechu, na którego widok zmiękły mi kolana. Gdybym właśnie stała, nie wiem, czy czasem bym zwyczajnie się nie przewróciła. To było tak słodko-kwaśne uczucie, jakiego nigdy jeszcze nie doznałam. Jednak nieznajomy wkrótce przestał na mnie patrzeć. Zamknął oczy, wydymając na moment pełne wargi. Teraz to ja stałam się obserwatorem. Korciło mnie, żeby podejść. I nawet już się zbierałam na to, aby wstać, kiedy inny mężczyzna złapał mnie za ramię.
- Hej, nie zostawiłaś tego kolczyka w sali numer dwa?
Spojrzałam na niego przez ramię, lecz nie zdążyłam uważnie mu się przyjrzeć. Nagle światło zgasło. Usłyszałam krzyki i szarpaniny. Ktoś bluźnił głośno po rosyjsku, inna osoba rzuciła, że czas zwiewać. Nie wiedziałam co się dzieje. Wciąż czułam nieznośny uścisk na ramieniu, a potem na dłoń skapnęło mi coś mokrego. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, kiedy w jednej chwili ciecz pokryła mnie całą. Zdezorientowana, wyrwałam rękę i zaczęłam się cofać w jak najdalszy kąt kanapy. Wtedy też poczułam dłonie. Dotykały całego mojego ciała, sunęły po wilgotnej skórze, chwytały mocniej za piersi i pośladki. Hańba. Zacisnęłam powieki, chcąc się uwolnić z tego koszmaru. To nie było normalne. Musiałam po prostu zasnąć. Na pewno. Zbyt dużo czasu bez snu i proszę. Lecz wciąż czułam obce dłonie na sobie. Szturchały moje policzki, zakrywały oczy, kilka palców znalazło się również wewnątrz ust. Krzyknęłam, nie wiedząc co robić. Obudź się, Chiara! Obudź się!
I nagle wszystko ustało. Zapanowała błoga cisza, a ja byłam wolna od hańbiącego dotyku. Jednak wtedy odezwał się chrapliwy głos; musiał należeć do nałogowego palacza. Zabij go, Chiaro, zabij. Wtedy się uwolnisz. Natarczywe dłonie powróciły, a przede mną ukazała się sylwetka nieznajomego mi blondyna. Wyglądał dość marnie. Chudy, przerażony i na pewno młody; świadczyły o tym chłopięce rysy twarzy.  Brudny, nieczysty... Plugawe nasienie! Zabij! Zakryłam uszy, chcąc uwolnić się od tego głosu. Lecz to nic nie dało, bo rozbrzmiewał jakby w mojej głowie. Wyrywałam się z uścisku dłoni, wbijając się w oparcie kanapy. Zabij! Zabij! Zabij! Zabij go!
Nie wytrzymałam.
- Nie! - krzyknęłam, ile tylko miałam sił w płucach.
W jednej chwili pomieszczenie zalazło stroboskopowe światło. Migało wściekle czernią i bielą, a tuziny głów obróciły się nagle w moim kierunku. Muzyka ucichła. Nade mną stał mężczyzna, trzymając w ręku zgubiony przeze mnie kolczyk. Oczy niemal wyszły mu z orbit, a szczęka opadła na dół. Chyba nie wiedział, co się stało. Cóż, ja też nie.
- Wszystko w porządku? Słuchaj... Jeśli to nie twoje, to poszukam kogoś innego, nie? Wyluzuj.
Nie mogłam na niego spojrzeć. Zabrałam więc zgubę, nie dziękując nawet za to, a potem odszukałam Michaela. Musiałam się przepychać między tłumem gapiów, lecz dotarcie do niego nie było trudne. Siedział w towarzystwie trzech podpitych już lasek. Czwarta chyba wcześniej tańczyła na stole, bo teraz stała i najwidoczniej nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Dlatego też chichotała głupio, prężąc się i pokazując swe wdzięki.
- Mike, Mikie, proszę, odwieź mnie do domu. Teraz. Jak najszybciej. Nie czuje się najlepiej, ja... - zawahałam się, czując, jak moje policzki oblewa rumieniec. - Błagam cię.
Nie pytał co się stało. Kiwnął tylko głową, wziął mnie pod ramię i zaprowadził w stronę wyjścia. Byłam mu wdzięczna.



Za wszelkie błędy naprawdę przepraszam, lecz jeśli takie są, proszę mi je wytykać. Niezwłocznie poprawię! Witam wszystkich czytelników bardzo serdecznie. Mam nadzieję, że póki co się podoba. :)